Dziennik osobisty – 2-4 lipca 2018 – „Udało mi się. Pojechałam tam i z powrotem.”

Po nocy na lotnisku odświeżyłam się w łazience i wróciłam na swój terminal, gdzie stanęłam w kolejce do check-in.

-Ten lot jest odwołany-

-Słucham?- moja twarz musiała okazywać oznaki desperacji i niedowierzania.

-Lot odwołany- powtórzyła jak gdyby nigdy nic drobna Japonka. Ona nie musiała przemierzyć całej Azji, by dostać się do domu.

-I co teraz?-

No cóż, nie jest to wiadomość, którą chce się usłyszeć po nocy spędzonej na lotnisku. Zaczął się ruch i bieganina. Ostatecznie skierowano mnie na lot do Szwajcarii, a stamtąd do Warszawy. Niby w porządku, lecz dla mnie oznaczało to dodatkowe godziny lotu. Mój żołądek wywrócił się na drugą stronę na tę wiadomość…

sunset-clouds-1149792_640

Cóż jednak mogłam począć?

Odprawiłam się i wsiadłam do samolotu lecącego do Zurychu. Lot był długi i uciążliwy. Obok mnie siedziała jakaś nastoletnia Japonka, która oglądała totalnie głupie filmiki. Była jednak dość rezolutna i mi nie przeszkadzała.

Wpatrywałam się przez chwilę w szczyt góry Fuji, która ukazała mi swój szczyt pośród gęstych chmur. Ehh… ta Japonia… Nie sądzę, abym kiedyś do niej wróciła. Jednak przecież życie jest pełne niespodzianek – któż to wie, co się wydarzy…

clouds-3526558_640

Podczas tego lotu dopadł mnie znaczny kryzys. Myślałam nawet, że lada chwilę wpadnę w histerię, zacznę krzyczeć i porwę samolot, by poleciał prosto do Katowic 😀 Udało mi się jednak opanować i po 12 godzinach wylądowałam w Zurychu.

-Stąd, to ja już mogę dojść do domu nawet na piechotę- myślałam rozpaczliwie.

map-3483539_640

Transfer w Zurychu był tragiczny. Miałam na to tylko 45 minut i chciałam to zrobić jak najszybciej, ale łażący wolnym krokiem tu i ówdzie ludzie mi to uniemożliwiali. Sama kontrola to popis ślamazarności ludzi, którzy jakby nie wiedzieli, że zaraz tę kontrolę będą przechodzić… Naprawdę tak trudno mieć już przygotowane dokumenty, żeby zaoszczędzić wszystkim czas?

Kiedy dotarłam do kolejki odprawy paszportowej… ciągnęła się na kilometr… Zaraz jednak dostrzegłam tą drugą i króciutką – dla obywateli Unii Europejskiej.

-Powodzenia Anglicy po wyjściu z UE- pomyślałam.

Udało mi się przejść transfer i mogłam jeszcze chwilę posiedzieć przed kolejnym lotem. Za moimi plecami usłyszałam rozmowę dwóch Szwajcarów, którzy dopiero co się poznali:

-Pierwszy raz lecę do Warszawy, jak tam jest?-

-Naprawdę ładnie- rozmowa toczyła się po angielsku –Stare Miasto jest piękne, latam tam od wielu lat i widzę jak bardzo Warszawa się rozwija-

Cóż, trochę napuchłam z dumy 😀

warsaw-3683279_640

Lot był przyjemny, choć marzyłam już tylko o wyjściu z samolotu, lotniska… Trzeba przyznać, że obsługa szwajcarska była na wysokim poziomie, a jeden ze stewardów otrzymał mój osobisty tytuł „najprzystojniejszego członka załogi podczas całej tej podróży” 😀

Lecąc, przypomniałam sobie moją dawną podróż po Szwajcarii i to, jak bardzo zauroczył mnie ten kraj.

Ich umiejętność obsługi i zorganizowanie było tak dalekie od tego wyspiarskiego stylu życia na Pohnpei. Poczułam wtedy, że znów jestem w swoje strefie kulturowej.

Ostatecznie wylądowałam w Warszawie i tak szybko, jak to było możliwe udałam się do tego samego hotelu w którym zatrzymałam się, kiedy zaczynała się moja przygoda.

Dotarłam cała i zdrowa. Był to sukces sam w sobie, zważywszy na długość i odległość tej podróży.

Niestety, musiałam odwołać swoją wizytę w Polskim Radiu Trójka, gdzie miałam opowiadać o swojej podróży. Fizycznie, ani psychicznie nie byłam w stanie się tam pojawić, dlatego też musiałam umówić się na inny termin.

Mój autobus do domu odjeżdżał bardzo późno, musiałam więc po wymeldowaniu się z hotelu, znów czekać kilka godzin. Zjadłam coś i popijając kawę uzupełniałam notatki. Nie mogłam jednak już znieść tego długiego oczekiwania, więc kupiłam bilet na pociąg i z Warszawy Centralnej odjechałam w stronę domu.

Siedząc w pociągu czułam już wielką ulgę. Za oknem przewijały się polskie pejzaże, a ja słuchałam muzyki, która wciąż przypominała mi o dopiero co odbytej przygodzie.

Udało mi się. Pojechałam tam i z powrotem.

luggage-1081872_640

Kalahngan!


Chciałam podziękować – wam czytelnikom, znajomym i przyjaciołom, którzy wspierali mnie podczas samej wyprawy, jak i na samym początku, kiedy padł ten szalony pomysł  udania się na koniec świata 😀

Dziękuję także wszystkim niesamowitym ludziom z Pohnpei, których spotkałam na swojej drodze. Wierzę w to, że wkrótce spotkamy się ponownie 🙂

Moja pierwsza wyprawa Mikronezyjska zakończyła się pełnym sukcesem. Zamknęłam historię Jana Kubarego, jednak moja pozostaje wciąż otwarta. Postanowiłam kontynuować ten projekt podróżniczy, przekształcając go w projekt „Odkryj Mikronezję!”, który ma na celu promowanie tej części świata.

Obecnie nadal jest sporo spraw, które muszę ogarnąć, by lepiej zrozumieć kulturę ludzi zamieszkujących Pacyfik. Gromadzę więc literaturę, interesuję się tym co związane z Mikronezją i nadal utrzymuję ciepłe kontakty z tymi, którzy pozostali na wyspie. Mam nadzieję zobaczyć ich ponownie, kiedy znów wyruszę na koniec świata.

W mojej głowie mam już ułożony szkic na II Wyprawę Mikronezyjską, choć potrzebuje on czasu na dopracowanie. Nie wyjadę szybko, ponieważ finansowo jest to dla mnie mała fortuna, jednakże… 🙂 Mam sporo pomysłów i dużo samozaparcia 😛

W międzyczasie będę starała się przybliżyć, zarówno na blogu jak i na social mediach, ten zakątek świata szerszej publiczności. Nie będzie to więc tak, że blog zostanie „wyciszony”, aż do następnej wyprawy.

Wyspy Mikronezji są bardzo liczne, a historie z nimi i ludźmi je zamieszkującymi jeszcze liczniejsze. Wciąż pozostało wiele do odkrycia. Natomiast sercem zawsze będę z Pohnpei, jako z tą wyspą, która pokazała mi na czym polega szczęście ❤

 

7 xxx

222

71 xxx

131 xxx

134 xxx

307 xxx

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s