Na portalu internetowym „Cruising world” natrafiłam na artykuł poświęcony podróży jachtem po wodach Mikronezji. Autorem jest pan Alvah Simon, który opisuje swoje wrażenia z żeglugi po Pacyfiku i odwiedzin niektórych wysp Mikronezji. Jeśli jesteście ciekawi zapraszam do czytania.
Tekst przetłumaczyłam i dokonałam skrótów, gdyż oryginał jest dość długi. Jeśli jednak ktoś ma ochotę zapoznać się z całością to link do źródła umieszczam pod tekstem 🙂
Mam nadzieję, że poruszy on trochę waszą wyobraźnię i w ten sposób, choć nadal uwięzieni przez covid wyruszymy na wyprawę na Pacyfik…!
Magia i tajemnica w Mikronezji
Po dekadach światowych podróży, żeglarze na pokładzie jachtu Roger Henry po raz pierwszy zanurzają się w dziewiczym pięknie, lokalnych kulturach oraz fascynującej historii Mikronezji.
Południowy Pacyfik zdobywa całą chwałę. Książki, filmy i musicale przedstawiają podróż na południe od równika jako romantyczną ucieczkę od kakofonii czy wszelkich zawiłości świata na półkuli północnej. Nawet Crosby, Stills i Nash to zrozumieli, gdy śpiewali: „Kiedy po raz pierwszy widzisz Krzyż Południa, teraz rozumiesz, dlaczego tu przybyłeś.”
Podążyłem tą drogą. Pokochałem to i nie oddałbym ani minuty czy mili z tego. Ale Pacyfik jest potężnym oceanem o powierzchni 64 milionów mil kwadratowych. Jego wielkie fale bez przeszkód przechodzą przez granice polityczne, a także demarkacje topograficzne a na mniej wychwalanych wodach na północ od równika ukrywa się klejnot zwany Mikronezją. „Ukrywa” wydaje się słowem niezbyt odpowiednim przy opisywaniu archipelagu 2100 wysp rozciągających się na ponad 4,5 miliona mil kwadratowych. Lecz pomimo swojej rozległości i historycznych powiązań ze Stanami Zjednoczonymi, dla wszystkich, poza niewieloma Amerykanami, Mikronezja pozostaje terra incognita.
Wspominając „Tarawę” starszemu weteranowi II wojny światowej, przywołasz wspomnienia o terrorze i triumfie rozprzestrzeniającym się na zachód od Pearl Harbor, poprzez przesiąknięte krwią atole. Powiedz „Palau” nurkowi a opowie poetycką opowieść o krystalicznie czystych wodach w jaskiniach. Jednak kiedy powiesz „Yap” do przeciętnego człowieka na ulicy, pomyśli, że po prostu się z nim zgadzasz.
Kiedyś zapytałem przyjaciela, gdzie pożegluje dalej. Odpowiedział „Nie mam planu i się go trzymam.”
Podobało mi się to, ale tak naprawdę nasza podróż po Pacyfiku została starannie przygotowana, by każde zejście na ląd było dla mnie i dla Diany naprawdę osobistym przeżyciem. Pomimo trzech dekad międzynarodowych rejsów okazało się to zaskakująco łatwe. W rzeczywistości napotkaliśmy długą listę kuszących miejsc, które jeszcze nie odwiedziliśmy: Kiribati, Wyspy Marshalla, Sfederowane Stany Mikronezji, Guam i północne Mariany. Kiedy wrzuciliśmy do tej mieszaniny Japonię, Aleuty, oraz Alaskę, zostaliśmy zmuszeni do dokonania trudnych decyzji.
Wyznaczylismy trasę z Nowej Zelandii do Nowej Kaledonii,Vanuatu i wschodnie wyspy Salomona. Oznaczało to przekroczenie równika na południe od Kosrae, najbardziej wysuniętego atolu SFM. Kiribati i Wyspy Marshalla musiały poczekać.
Kosrae to górzysta wyspa otoczona nizinami i bagnami namorzynowymi. Rafa tworzy rozegłą lagunę wzdłuż której znajdują się spokojne plaże. Jest najmniej odwiedzanym z czterech stanów Mikronezyjskich, ponieważ nie ma tam słynnych miejsc do nurkowania jak wraki na Chuuk, tajemniczych ruin na Pohnpei czy kolorowej kultury jak na Yap. Jest to jednak atrakcyjna wyspa z ciepłymi i gościnnymi ludźmi.
Szczególnie gościnni byli członkowie rodziny Sigrah, potomkowie starożytnych królów Kosrae, którzy są oficjalnymi gospodarzami każdego przybywającego jachtu, gdyż odwiedzający w ten sposób pomogli ich ojcu zbudować rodzinny dom. Aby uczcić jego pamięć oraz zamiłowanie do witania żeglarzy, kontynuują tę tradycję. Skorzystaliśmy z ich doku, wyrzuciliśmy śmieci, zrobiliśmy nalot na ich zbiornik ze słodką wodą a także uczestniczyliśmy w wystawnej uczcie, którą urządzili dla pięciu obecnych łodzi. Kolacja składała się z pieczonego świniaka, tradycyjnego yamu, tapioki, drzewa chlebowego i kokosów.
Chociaż FSM jest oficjalnie niezależny od 1986 roku, Stany Zjednoczone nadal wpompowują miliony dolarów rocznie do rządu. To wszystko spływa w postaci rządowych miejsc pracy i kontraktów, które stanowią podstawę wciąż walczącej gospodarki. Ambitne plany rozwoju turystyki udaremnia brak infrastruktury i wciąż rosnące koszty podróży. Jednak ekonomiczne i kulturowe aspiracje Kosreańczyków są jasne. Chcą modernizacji. Tradycyjna strzecha została dawno zastąpiona dachami z blachy falistej i niepomalowanych ścian z pustaków. Baseballowe czapki i t-shirty zastąpiły miejscowe stroje.
Spędziliśmy tydzień dość aktywnie uzupełniając zapasy jachtu czy wędrując po dżungli. Emilson, nasz lokalny przewodnik, był rzadką składnicą wiedzy na tematy historyczne, mitologiczne i botaniczne. Odkrył miejsca starożytnych bitew, opowiedział nam historie o stworzeniu i magii a także odciągnął sok z drzewa dla nas byśmy mogli go żuć podczas wspinaczki.
Dla mnie najważniejszym wydarzeniem było zbadanie systemów tuneli wykopanych przez okupujacą Kosrae armię japońską pomiędzy I a II wojną światową. Nigdy nie czułem się bliżej surowych realiów wojny niż w tej wilgoci i ciemności.
Podczas naszej porywającej przeprawy z Kosrae na Pohnpei (lub Ponape, bo jest znane również pod taką nazwą), Diana zapytała mnie „Jak bardzo tam jest wietrznie?”. Nie miałem na pokładzie anemometru i przez wzgląd na morale postanowiłem to nieco zlekceważyć. Chwilę potem wezwanie VHF z pobliskiego jachtu NEOS zarejestrowanego we Francji poinformowało nas, że szkwał w którym się znajdowaliśmy, miał wiatr o prędkości 55 węzłów, w porywach do 62.
Diana przekrzywiła głowę i spojrzała na mnie. „To tylko dwa węzły mniej od oficjalnego huraganu!”.
Źródło: Magic and Mystery in Micronesia