Alvah i Diana przetrwali sztorm i dotarli na wyspę Pohnpei, a następnie Yap. Przeczytajcie kolejną część relacji z ich podróży jachtem „Henry Roger” po wyspach Pacyfiku.

Nazwa „stolica”, może nieco wprawiać w błąd, gdyż Kolonia jest dość podupadłym miastem, walczącym o utrzymanie najprostszej nowoczesnej infrastruktury. Jest to dość ironiczne zważywszy na to, że niewiele miejsc na ziemi posiada zarówno tak wyrafinowaną starożytną infrastrukturę. Na zewnętrznej rafie od strony wschodniej Pohnpei znajdują się starożytne ruiny Nan Madol, majestatyczne w swojej skali i tajemnicze, jeśli chodzi o ich pochodzenie. Kanały i drogi wodne łączące 93 sztuczne wyspy są często porównywalne z Wenecją, ale od strony fizycznego wysiłku związanego z montażem i transportem bazaltowych kłód najlepiej przyrównuje się je do egipskich piramid. Chociaż uważa się, że obszar ten został zaludniony już w 200 r p.n.e. budowa Nan Madol zaczęła się około VIII wieku pod zwierzchnictwem królów Saudeleurów. Miasto rozrosło się i dobrze prosperowało, aż zostało opuszczone tuż przed przybyciem pierwszych Europejczyków w XVI wieku.
Olivier i Pascaline z jachtu NEOS dołączyli do Diany i mnie na wycieczkę po tym olbrzymim kompleksie. Najpierw przemierzając wody łodzią motorową, zatrzymaliśmy się by ponurkować z mantami. Kiedy dotarliśmy do kanałów miasta Nan Madol przesiedliśmy się na kajaki, aby lepiej zwiedzić ten teren o powierzchni 150 akrów. Nasz przewodnik Jos wyjaśnił społeczne, obrządkowe i religijne znaczenie każdej struktury. W rogu jednej ze strzelistych ścian zobaczyliśmy pojedynczą bazaltową kłodę, która ważyła 50 ton.
-Jak w ogóle udało im się przetransportować takie kamienie i umieścić je na wysokości?- zapytałem.
-Archeolodzy uważają, że kamienie musiały zostać przetransportowane na gigantycznej tratwie z odległych kamieniołomów, a potem podniesione przez armię robotników. Lecz nie znaleźli dowodu na poparcie tej tezy- odpowiedział Jos.
-A ty co myślisz?-
-Wierzymy, że te kamienie zostały uniesione w powietrze przez hunani, kapłanów ze specjalnymi mocami. To nie magia, jak można by to nazwać, lecz bardziej forma oświecenia, która mentalnie pozwala kontrolować materię.-

Niezależnie od tego, czy były transportowane mechanicznie czy telekinetycznie, ważne jest, że te założone i rozwinięte kultury istniały w tym regionie Pacyfiku znacznie dłużej, niż się powszechnie uważa. Odrodzenie się dumy i tożsamości kulturowej Mikronezyjczyków w dużej mierze wynika z rosnącej międzynarodowej fascynacji Nan Madol.
Jednak Mikronezyjska duma może wykraczać poza to starożytne cudo stworzone przez człowieka i obejmować także kilka darów natury. Pohnpei jest wysoką, zalesioną wyspą z wieloma malowniczymi atrakcjami, ale perłą jest niezamieszkany Ant Atoll, który leży zaledwie 10 mil na południowy zachód.
Po dwóch słonecznych tygodniach Diana i ja wyrwaliśmy się z tych przyjemności. W Chuuk i Yap stanęliśmy przed decyzją wyboru miejsca zejścia na ląd. Ostatecznie zdecydowaliśmy się skupić na atolu Lamotrek, we wschodnim Yap, ponieważ podobno nadal posiadał tętniącą życiem tradycyjna kulturę.
Po tygodniu na morzu nasze zmysły wypełniły żywe kolory i ziemiste zapachy. Świat cudów czekał tuż za palmami kokosowymi. Lecz kiedy opuściliśmy kotwicę, zabezpieczyliśmy pokrowiec na żagiel, zawiązaliśmy rumpel, opanowało nas głębokie zmęczenie. Pragnęliśmy się wczołgać do naszych koi i spać, aż już nie będziemy mogli dłużej. Zwyczaj natomiast nakazywał, byśmy powiosłowali na wyspę i się przedstawili.
Ogromny mężczyzna ubrany w przepaskę na biodrach spotkał nas na plaży. Francis jest nauczycielem, mówi doskonale po angielsku i chociaż prowadzi bardzo tradycyjne życie na wyspie, ma duże doświadczenie w kontaktach ze światem zewnętrznym. Był doskonałym tłumaczem i przewodnikiem.
Francis zaprowadził nas do strzelistej konstrukcji pokrytej strzechą. Dwudziestu mężczyzn, ubranych w skąpe przepaski na biodrach, rzeźbiło toporkami kłodę chlebowca by uzyskać kształt canoe. Zaproponowano nam filiżankę mocnego piwa kokosowego. Powiedziałem Francisowi, że chciałbym się najpierw spotkać z wodzem i poprosić go o pozwolenie zakotwiczenia w lagunie. Francis przetłumaczył. Mężczyźni skinęłi głowami, zgadzając się, że to dobry pomysł.
Zaprowadził mnie do starszego mężczyzny siedzącego na kłodzie. Przedstawiłem się wodzowi Josephowi i zaoferowałem tytoń oraz pudełko zapałek. To stary zwyczaj – prosty, ale pełen szacunku – a w naszym przypadku szczególnie na czasie. Statek zaopatrzeniowy był zepsuty od miesięcy. Mieszkańcom zabrakło ryżu, maki, cukru, konserw i bardzo cennego tytoniu.
Oprócz zapałek wódz Joseph znalazł w pudełku 10 błyszczących haczyków na ryby. Zdziwiony, poprosił Francisa i wyjaśnienie.
Powiedziałem: „Wydaje się, że wyspiarskiemu człowiekowi zawsze brakuje dwóch ważnych rzeczy – suchych zapałek i dobrego, ostrego haka.”
Uśmiechnął się i zwrócił do Francisa: „Powiedz im, że są tu mile widziani.”
Źródło: Magic and Mystery in Micronesia