W połowie drogi na koniec świata…

Dziennik osobisty – 17 czerwiec 2018

Nie wiem jak wy, ale ja, normalnie kiedy podróżuję, to nie mam wielkiego apetytu. Jestem tak podekscytowana lub zmęczona, że nie chce mi się jeść. Paradoksalnie, przez to czasem nawet jeszcze więcej mnie mdli :/

Tym razem jednak, postanowiłam dbać o siebie bardziej niż zazwyczaj i broń bożenko nie dopuścić do odwodnienia się.

35357233_268010920413409_2334088006937346048_n

W końcu dotarłam do Guam. Eh… „Hamerykanie…”. Oczywiście kobieta przy kontroli pytała mnie gdzie, dlaczego, jadę tam, gdzie jadę. Okazało się też, że na Guam mam dłuższy postój niż sądziłam. Chyba przegapiłam dokładną ilość godzin, którą musiałam spędzić na lotnisku. Odprawić się mogłam dopiero o 9 rano, czyli za 8 godzin, a lot miałam jeszcze później…

Odebrałam walizkę cała szczęśliwa, że nie zaginęła gdzieś w akcji, a potem znalazłam sobie kącik i drzemałam na pufach 😀 Kiedy na dworze zrobiło się widno – słońce powoli przebijało się przez chmury wiszące nad wyspą – wyszłam pospacerować przed lotnisko. Kusiło, aby iść dalej, jednak walizka utrudniała sprawę…

35404360_1534027450042715_9116401151883870208_n

W nocy miałam epizod rześkości i przebudzenia, także zjadłam co nieco. Na śniadanie jednak postanowiłam wypić tylko szejka mlecznego. Mój organizm nie ogarniał za bardzo co się dzieje – powinna być noc, a jest dzień, chyba powinnam spać, lecz słońce utrudnia sprawę, więc mój organizm zaczynał już głupieć. Czy to jedzenie to na kolację, czy na śniadanie? Kawa o tej porze…? To noc czy dzień…?

Sama wyspa Guam to już był powiew egzotycznej wyspiarskości. Kiedy wyszłam z klimatyzowanego lotniska wprost w duchotę wyspy, ciężko mi było złapać pierwszy oddech. Da się jednak przyzwyczaić po chwili 🙂

Widziałam palmy i morze, różowe kwiaty. Panował wczesnoporanny spokój, choć w zasadzie lotnisko w Guam nie jest bardzo ruchliwym miejscem. Spojrzałam na powiewające dwie flagi – jedna amerykańska, druga Guam.

35375798_268010950413406_4199548636104753152_n

Na lotnisku Antonia B. Won Pat w Guam można zobaczyć wiele pamiątkowych rzeczy na temat przyjaźni pomiędzy Guamczykami oraz Amerykanami. Zastanowiłam się nad tym przez chwilę – czy naprawdę Amerykanie są tutaj tak mile widziani, czy tylko te tablice dobrze wyglądają… Mówią one, że Amerykanie przybyli tu „wyzwalając Guam spod jarzma Japończyków”. Ale jak to Amerykanie – przyszli i sami zostali. Mają tu bazy lotnicze i bazę marynarki. Czy można to nazwać wyzwoleniem, czy po prostu raczej zwykłym przejęciem… To jest ciekawe pytanie.

Kolejne, to takie, czy rodowitym mieszkańcom Guam jest dobrze z korzyściami płynącymi z obecności Amerykanów, czy też sami chcieliby pełnej niezależności. Temat wydał mi się ciekawy, kiedy spacerowałam o 6 rano przed lotniskiem, lecz nie mając jak go zgłębić, postanowiłam kiedyś do niego wrócić.

Mnie interesowała wyspa Pohnpei. W zasadzie „niezależna”, ale i tak nadal pod dużym wpływem USA. Amerykanie lubią kłaść wszędzie swoje łapy 😛

Ostatecznie opuściłam Guam. Kolejny lot to linie United Airlines, o dość słabej reputacji (jeśli czytacie bloga to wiecie o tym). Problem z tymi liniami jest też taki, że są one jedynymi, poza Nauru Airlines (ale te mają znacznie mniejszy zasięg) latającymi po tych niebach, co za tym idzie, trasy Mikronezji są niejako przez nich zmonopolizowane. Kiedy natomiast jest monopol… No nie oszukujmy się – zdzierają kasę za loty. Cóż, takie życie…

Czułam się naprawdę zmęczona i tak, jakbym leciała tanimi liniami lotniczymi. Byłam tam jedną z kilku białych pasażerów. Resztę stanowiła mieszanka ludów wyspiarskich. Trochę dziwne uczucie, bo choćbym chciała, to nie mogłam się wmieszać w tłum, a zatem byłam osobą przyciągającą uwagę XD I w dodatku te spojrzenia ludzi zastanawiających się po co i dlaczego jadę tam, gdzie jadę 😀

Czy wyglądałam na zwykłą turystkę? Pohnpei nie jest kurortem turystycznym. Daleko mu do raju znanego z Szeszeli czy Malediwów, gdzie turyści popijają drinki z parasolką rozkoszując się niebiańskimi plażami. Na „mojej” wyspie najczęściej można spotkać Amerykanów oraz Japończyków z wiadomych względów – kiedyś ta wyspa była/jest pod ich protekcją i mają stosunkowo blisko.

Po międzylądowania w Chuuk (na temat tej wyspy chodzą ciekawe informacje. Dowiedziałam się o nich potem od miejscowych z Pohnpei, ale do tego jeszcze wrócę), ostatecznie dotarłam do celu —> POHNPEI!

20180616_224919

Szczerze powiedziawszy, był to najwyższy czas, gdyż podczas ostatniego lotu już prawie zemdlałam ze zmęczenia…

Przy kontroli odpowiedziałam, że jestem tu dla Nan Madol i Jana Kubarego. Oficer chyba nie skumał tego drugiego, ale czy można go winić? 🙂

Z lotniska odebrała mnie kobietka pracująca dla hotelu. Niewiele widziałam podczas podróży samochodem, mrok spowił całą wyspę. Była 1 w nocy, kiedy koła samolotu dotknęły płyty lotniska na Pohnpei. Wprawdzie miałam nadzieję zobaczyć Sokehs Rock, ale niestety nie było to możliwe. No ale jeszcze przyjdzie na to czas.

Resztę nocy przespałam… przespałam także cały dzień (czyli noc w PL). Wieczorem, kiedy się nieco ocknęłam, bardzo odwodniona, poszłam do restauracji naprzeciwko by coś zjeść. Wypiłam 3 butelki wody XD 2 pozostałe zatrzymałam na później XD

Och… jakże mi smakowało to jedzenie. Wieprzowinka, ogóreczki, ryż… Jak się potem okazało, ryżu będę tu miała nadmiar 😀 Tak się najadłam, że nie wmusiłam w siebie wszystkiego hehe

Potem poszłam na krótki spacer. Zeszłam ulicą w dół i skręciłam w lewo. Ludzie siedzieli przed domami, dzieci się bawiły… Był to inny świat niż ten, który znałam do tej pory. Poczułam się trochę jakbym naruszała ich prywatność, choć to oni przecież siedzieli przy ulicy, oraz jakbym była nieporadną białaską XD Pieski biegały samopas, chude koty przechadzały się gdzieś nieopodal. Jak na ówczesną godzinę, a było po 19.00, zapadł już zmierzch, więc latarka nie była głupim pomysłem.

Po powrocie ogarnęłam nieco mój pokój, który miał być dla mnie domem przez najbliższy czas. Obliczyłam także swój budżet i zasiadłam do pisania. Mam nadzieję robić to co dnia, bo pamięć jest ulotna, wrażenia się zacierają, a pisząc na bieżąco lepiej uchwycę wszystkie wspomnienia. Jutro rano przejrzę mapy i po śniadaniu pójdę pospacerować po mieście…

 

Dodaj komentarz